sł. i muz. Apolinary POlek
Oglądam zdjęcia, co nagle
Bardzo stare się stały,
Choć mordy nasze tylko trzy lata temu
w obiektyw się śmiały.
Wtedy wiatr był muzyką,
Nieważne, że mocno przewiewał
Nasze pałatki na pustej równinie
pod wielkim dachem nieba.
Nie mieliśmy nic do stracenia,
Do domu było daleko,
Prawdziwy świat miał dziwny smak
za siódmą górą i rzeką.
To chyba było w Szczecinie:
Rozmowa o Wittgensteinie…
Chociaż siedziało się wciąż, to się działo,
a działo się bardzo fajnie.
Przemądre rozmowy przy stole,
myśl Kanta, poezja Miłosza,
W końcu Pacyfka zapytała,
czy to pomaga nam kochać.
Czekanie na zmiłowanie,
Upalna szosa do Gdańska
I kurz na spodniach, szum samochodów
i dola nasza bezpańska.
Tęsknota w kieszeni na piersi,
Horyzont w zmęczonych źrenicach,
Ciepłe piwo w plecakach, cierpki sierpień we krwi,
statystycznie 50 lat życia.
2004