sł. i muz. Apolinary POlek
Ze świata wciąż do świata płyniemy mimochodem,
padają stare drzewa, a my sadzimy młode.
Przez miasto idąc zimą, myślimy o zieleni,
By lato, kiedy przyjdzie, na drobne znów rozmienić.
A teraz tu wróciłem na chwilę, panie Bartku,
dać pogryźć się komarom, bo jesień znów na karku.
Wzdłuż bloków na Wolności fruniemy hen na pola,
by lato wypić z puszki – za zdrowie zmarłych toast.
A późnym wieczorem przy drodze za miasto
poezji glina jest miękka.
Lepimy tam dzisiaj od nowa wiosnę,
by potem ją nazwać w piosenkach.
Niech życie toczy koła za łąką na osiedlach –
Tam wszystko w jedną stronę, tu przestrzeń tak rozległa.
Tam zawsze coś się kończy, tu ciągle coś za pasem…
I tak skończymy wszyscy na tym cmentarzu pod lasem.
Ze świata wciąż do świata, zygzakiem zamaszystym
Powracam ciemną nocą pakować znów walizki.
Za miesiąc albo za cztery o szkło szkło znowu stuknie,
Ktoś przecież musi wracać na to kochane zadupie
2006–2016